O tym, że planuje poszerzyć moją działalność czytelniczą pisałam już w planach na rok 2021. Wyszło mi tylko połowicznie. I w tym marudnym wpisie odpowiem na kilka pytań, których nikt nie zadaje.
Co stało się z gryzipiórkowym newsletterem?
Wszyscy czytelnicy, którzy zapisali się na newsletter pewni już dano zauważyli, ze od dwóch miesięcy na skrzynkach mailowych cisza. Cóż mogę powiedzieć? Tak jakby umarł śmiercią naturalna razem z moją aktywnością w social mediach. Winę mogę zwalić jedynie na kiepski początek roku — samopoczucie sięga dołu i nie umiem się zmusić do robienia rzeczy. Newsletter wróci, jak znajdę dla niego odpowiednią formę.
Dlaczego nie ma gryzipiórkowego podcastu?
Czuję, że sama nie mam za wiele do powiedzenia w tym momencie, więc nagrywanie nie miałoby sensu. To miał być mój Fikcyjny Klub Książkowy, miał imitować rozmowy z ludźmi o książkach, tyle że solo, głównie skupiając się na projekcie 50 książek. Nadal chciałabym go nagrywać, tylko nie mam energii. Może gdzieś po drodze, w 2021, ją znajdę i się nagram.
No i najważniejsze, w zasadzie przyczyna tego tekstu…
Założyłam sobie klub książkowy. Po co mi to?
Chciałam czytać coś niekoniecznie z mojej bańki czytelniczej, i chciałam móc się dzielić wrażeniami z innymi nie tylko pisząc o tym na blogu, ale prowadząc żywą dyskusję. I tak narodziła się ta myśl, żeby zebrać garstkę ludzi, wybrać wspólnie co czytamy, a potem sobie pogadać na discordzie. I udało się.
Pierwsze spotkanie Fikcyjnego Klubu Książkowego odbyło się 29 stycznia o godzinie 20 na specjalnie stworzonym kanale na discordzie. Książką stycznia był Niedźwiedź i słowik Katherine Arden, czyli pierwsza część Trylogii Zimowej Nocy — YA fantasy inspirowane mitologią dawnej Rusi, bardzo baśniowe i bardzo zimowe. I fakt, nie jest to może powieść, która wychodzi poza moje preferencje czytelnicze, ale wolałam zacząć od czegoś luźniejszego. Na spotkaniu nie zebrało się nas wiele (klub to same baby), ale pierwsze koty za płoty i mam nadzieje, że kolejne dyskusje będą większe.
Nie obyło się bez błędów. Prowadząca, czyli ja, nie była zupełnie przygotowana i rozmowa o książce szła nam topornie. A przynajmniej jeśli porównam pogadankę na Pauzowym Klubie, która miałam dzień wcześniej (pisałam o niej tutaj). Wcale się nie przejmuję — zmusza mnie to do lepszego przygotowania na kolejne spotkanie, tym razem rozmawiamy o Moja siostra morduje seryjnie.
A co myślę o książce?
Klubową książkę czytałam po angielsku, bo już ją miałam. The Bear and the Nightingale zbiera bardzo dobre oceny. Jest masa ludzi, którzy zachwycają się całą serią. Więc ja wchodziłam w historię Wasi z wielkimi oczekiwaniami, że mnie coś porwie i się nie będę mogła oderwać od lektury. I poczułam się oszukana.
Wspominałam już o tym w podsumowaniu stycznia, bo mnie ta powieść, aż tak nie zachwyciła. Jasne, czytało mi się dobrze, polubiłam bohaterkę, ale nie było tam tego efektu WOW, który kazałby mi iść kupić kolejne tomy. Chociaż według słów współklubowiczek, które czytały całość, warto się nad tym zastanowić. I pewnie przeczytam, jak tylko kindle store rzuci mi pozostałe tomy w promocji.
Niedźwiedź i słowik ma swój niepowtarzalny klimat, nie mogę tego odebrać powieści. Jest mało tytułów, które tak sprawnie eksplorują mitologiczną Ruś i pokazują świat w tak bardzo naturalny sposób. I w zasadzie to są tam elementy, żebym mogła się zachwycić, więc co poszło nie tak?
Była to pierwsza książka od dawana (jeśli 2 miesiące to wieki jakieś), która czytałam po angielsku — było mi dziwnie. Nie potrafiłam się skupić na literkach i wejście w historię przychodziło mi z trudem. Czy gdybym chwyciła polskie wydanie byłoby mi łatwiej? Możliwe. Ale nie jest to warunek konieczny, bo zachwycałam się innymi powieściami, które czytałam po angielsku. Możliwe, że nie był to mój moment na ten tytuł. Możliwe, że spróbuje przeczytać go jeszcze raz…
Bo Niedźwiedź i słowik to historia pełna świetnie skrojonych bohaterów, z których połowa nawet nie miała okazji pokazać się z tej ciekawszej strony. I słyszałam, że w kolejnych tomach rodzeństwo Wasi wysuwa się na prowadzenie. Co jest zapowiedzią ciekawej narracji. I to mnie stawia przed dylematem: czytać, czy nie czytać? Chyba tylko czas pokaże, czy moja ciekawość jest większa od efektu “książka była okej”.
Ja też tęsknię za nagrywaniem podcastu (nagrałam kiedyś kilka odcinków z dwiema innymi dziewczynami,nie wiem, czy dobre, ale mnie to spra3wiało mnóstwo radochy), ale nie mam z kim, a nagrywanie własnego monologu mnie nie bawi. No i logistycznie byłoby to teraz nieco trudne.
No pamiętam Wasz podcast 🙂 To jest ten problem, że gadanie do siebie jest smutne 😀 Da się to ogarnąć, bo nagrałam gościnnie odcinek “itd podkast” na odległość. (Jakby co, to szukam współprowadzącej/ego.)
Dlatego mam klub książki, żeby nie gadać do ściany 😀
Wiesz, ja to w sumie chętnie, o ile odpowiada Ci, że jedyny dzień na nagrywanie to niedziela (bo wtedy Luby jest w domu i może się zająć pełzakiem XD ) oraz okazjonalne świńskie kwiki w tle. 😉
Jeśli myślisz o tym poważnie, to złap mnie na twitterze, bo tam zawsze odpiszę szybko 😀
Nie mam Twittera… ale myślę poważnie 🙂