To było moje pierwsze spotkanie z pisarstwem Marty Kisiel, nie licząc opowiadania Jawor z antologii Harda Horda. Jednak o autorce słyszałam od dawna bardzo dużo, chociażby z kanały Strefa Czytacza. I gdyby te obie rzeczy były zbyt małym bodźcem do sięgnięcia po jakąkolwiek jej powieść, to Marta Kisiel została nominowana w tym roku do nagrody Zajdla. Aż 3 razy. Za dwie powieści i jedno opowiadanie.
Tak cudownie się złożyło, że Toń kupiłam sobie już jakiś czas temu. Ebook oczywiście czekał na lepsze czasy, i teraz przy jego nominacji nadszedł moment na lekturę. Klimatem zupełnie odbiega od Jawora, ale Kisiel kupiła mnie od razu — za swoje poczucie humoru.
O czym jest Toń? To zdecydowanie nie jest opowieść o morzu szerokim i głębokim, jakby wskazywać mógł tytuł. I to chyba jedyna rzecz, jaką wiedziała zanim zabrałam się za czytanie — czasami nawet nie chce mi się czytać opisu wydawcy, jeśli powieść ma dobre rekomendacje. Ale dla tradycji, zacytuję kilka słów znalezionych na goodreads:
Toń to opowieść o tym, jak łatwo zniszczyć relacje międzyludzkie i jak trudno je odbudować, i najmocniejszych więziach, które rodzą się nie z podobieństw, lecz z różnic. Oraz o tym, że czasami trzeba odbyć podróż w czasie, aby się przekonać, kto przedkłada złoto i dzieła sztuki nad przyjaźń i lojalność.

I zakochałam się. Dawno już nie oceniłam książki na 5 gwiazdek goodreads, ale Marta Kisiel kupiła mnie już w pierwszym zdaniu prologu. A kiedy na scenę wkroczyła nasza pierwsza bohaterka — Dżusi Stern — to zakochałam się jeszcze bardziej. Bo Toń to opowieść o rodzinie Sternów — jednej ciotce i dwóch bratanicach — która żyje w dość dziwny sposób i posiada niezwykle uroczych sąsiadów. I jest to opowieść niezwykła pod każdym względem.
Wydawca o powieści pisze z wielkim entuzjazmem i nieco przybliża nam fabułę i postacie:
Przesiąknięta krwią i chciwością historia Wrocławia i Dolnego Śląska, rodzinne tajemnice i groza nie z tego świata.
Kiedy Dżusi Stern decyduje się wyświadczyć ciotce przysługę, jeszcze nie wie, że otwierając drzwi niewłaściwej osobie, uruchomi lawinę wydarzeń, których nie da się już cofnąć. Trzpiotowata dziewczyna, jej poukładana starsza siostra oraz kąśliwa ciotka nieoczekiwanie wplątują się w morderstwo — a to dopiero początek niebezpieczeństw, jakie na nie czyhają. Wszystkie tropy zdają się prowadzić prosto do tajemniczego mężczyzny imieniem Ramzes, o którym w środowisku antykwariuszy mówi się wyłącznie szeptem…
Marta Kisiel stworzyła nietuzinkowych i dość charakterystycznych bohaterów, żeby nie powiedzieć momentami karykaturalnych. Co wprowadza kolejną postac, to jest ona barwniejsza, dziwniejsza i ciekawsza. A wszystko to podlała niezwykle humorystyczną narracją, którą uwielbiam. Bo nie ma to jak uroczy i zabawny styl pisania, o którym sobie myślisz “też chcę tak pisać”. Bo jak się okazało, humorystycznie wcale nie oznacza, że o głupotach. Jednocześnie nadal bardzo rozrywkowo, a przecież czytanie to też rozrywka. #czytamdlarozrywki
Chciałabym powychwalać, ale mam wrażenie, że jak zagłębię się w treść Toni to zepsuję potencjalnemu czytelnikowi radość odkrywania nowych postaci i zaskakujących wydarzeń (wydawca już nieco zdradził, wystarczy). Bo to jedna z tych powieści, o której nie da się pisać bez psucia efektu — w moim małym, prywatnym odczuciu. I nie znajduję w tej historii żadnych minusów — autorka idealnie trafiła z mój gust czytelniczy i to była zwyczajnie czysta przyjemność obcować z jej twórczością. Dodatkowo dodam, że o ile w Jaworze czułam pewien niepokój, idealnie zbudowany klimat tajemniczości, to w Toni zachwycała mnie taka intensywna obecność bohaterów — cechy osobowości podkręcone na maksa i rzucone czytelnikowi prosto w twarz, żeby przypadkiem ich nie przeoczył.
Jestem zdania, że Marta Kisiel zdecydowanie zasłużyła na swoją nominację do Zajdla. Teraz tym bardziej jestem ciekawa innych jej powieści, szczególnie również nominowanego Małego Licha i tajemnicy Niebożątka. Oczywiście braknie mi czasu i życia, żeby wszystko przeczytać (już same moje kupione zapasy, to materiał na jakieś 12 lat), ale dzielnie twierdze, że da się zrobić.
Musisz teraz koniecznie przeczytać “Nomen Omen” 😊 Książka “Toń” mnie pozytywnie zaskoczyła. Dobór słów, konstrukcja zdań to melodia dla mych oczu i uszu. Dżusi mnie okropnie irytowała, może dlatego, że ja jestem bardziej odpowiedzialna😉 Jedyne co mnie osobiście zabolało to zakończenie. Trochę inaczej je sobie wyobrażałam, ale to nie koncert życzeń. “Małe Licho” to pozornie książka dla dzieci…wzruszyłam się kilka razy.
Teraz chcę zabrać się za Łzy Mai i Spectrum, bo jade dalej z Zajdlowymi. Małe Licho ciągle na liście do kupienia 😀