Przejdź do treści

Przeczytałam: Shades of Magic

shades-of-magic

Rok 2019 skończyłam czytając trylogię V.E. Schwab. Naturalne zatem, że to będzie pierwsza recenzja roku 2020. Chociaż tak bardzo nie chciała się napisać — stawiała się strasznie i musiałam wyciągać siło słowa, zdania i myśli z mojej głowy.

A Darker Shade of Magic migała mi przed oczami zanim jeszcze pojawiło się polskie tłumaczenie powieści, nawet zanim jeszcze ukazała się cała trylogia. Zaintrygował mnie tytuł i pewna kolorystyczna prostota okładki, zaciekawił mnie opis, ale jednak musiało upłynąć sporo czasu zanim sięgnęłam po powieści V.E, Schwab. Goodreads twierdzi, że na półkę do przeczytania, dodałam 1 tom w kwietniu 2015, czyli kilka miesięcy po premierze.

A jednak zdecydowałam się w końcu przeczytać Shades of Magic, gdy w mojej kolekcji były wszystkie 3 tomy, a Schwab wydała jeszcze kilka tytułów i zachwyciła swoim stylem nie małe grono czytelników.

Bardzo podoba mi się koncept światów równoległych, więc już samo to skradło moje serce. Cztery światy, cztery Londyny — jest w tym dla mnie pewna swojskość otoczenia (chociaż w Londynie nie mieszkam i chyba bym nie umiała), a jednocześnie obraz tego miasta/tych miast staje się egzotyczny i magiczny. Bo przypuszczam, że takie było założenie. A kolorystyczne rozróżnienie też ma dla mnie sens i koresponduje z charakterem poszczególnych Londynów. Szary, bo jest taki zwykły, prozaiczny, nasz; Czarny, bo przepadł, pochłonął go chaos; Biały, bo wyblakły, umierający, skazany na zapomnienie; Czerwony, bo pełen życia, tętniący magią i energią.

Ale o czym właściwie jest trylogia Schwab? O magu, który jest prawie jak ginący gatunek, który potrafi przenosić się pomiędzy światami. O dziewczynie, która nie zgadza się na swój szary los i gdzieś w głębi duszy wie, że czeka ją przygoda. O tym, że nie ważne czy świat jest magiczny, czy nie, zawsze musi być zachowana równowaga i że nie da się opisać w kategorii dobra i zła.

Kilka słów o bohaterach, i skupię się tutaj na dwóch głównych postaciach – a przynajmniej ja je tak odbieram. Kell to Antari, mag który może podróżować między Londynami używając do tego magii krwi. Wychowywany w pewien sposób na dworze królewskim Czerwonego Londynu, służy koronie w utrzymaniu przyjacielskich stosunków z innymi Londynami. Z kolei Lila, a właściwie Delilah Bard, to drobny kieszonkowiec z Szarego Londynu, dziewczyna, która stara się przetrwać w nieprzyjaznym świecie. I jak się łatwo domyśleć, ta para wpadnie na siebie nieoczekiwanie i wpakuje się w małe, średnie i duże kłopoty.

Musze przyznać, że dla mnie trylogia nie była równa. Każdy tom miał swoje wady, i każdy z nich polubiłam za coś innego.

A Darker Shade of Magic to przede wszystkim przestawienie światów i zasad w nich panujących, poznanie bohaterów, więc nie ma tam miejsca na niesamowicie wartka akcję. Widać, że 1 tom jest pisany w myśl zasady: nawet jeśli chcesz cykl, pierwsza cześć musi stanowić spójną całość. I tak jest, ten tom ma swoje zakończenie — otwarte, ale jednak ma. Zostawia tez na koniec kilka pytań-ciekawostek, które chcemy odkryć w kolejnych częściach. Świetne wprowadzenie i zachęta po więcej.

A Gathering of Shadows wprowadza nam kilka dodatkowych postaci, pokazuje skomplikowane relacje między ludźmi, ale i między światami. Jednocześnie to jest ten tom, gdzie króluje przygoda, rywalizacja i podstęp — ale w taki zabawny i zajmujący sposób. Trochę powieść awanturnicza, a trochę kino akcji. Mamy wielki turniej magiczny, mamy kilka perspektyw narracyjnych – wygląda to kolorowo i atrakcyjnie.

A Conjuring of Light to fabularnie walka o być albo nie być. Ale niestety ciągłe przeskakiwanie między bohaterami i pokazywanie ich punktu widzenia odbiło się nieco na spójności powieści. Konstrukcyjnie najsłabszy tom. Zabrakło w nim też odpowiedzi na pewne pytania związane z przeszłością Kella i Lili, ale z kolei dostaliśmy bardzo rozwinięte origin story innego maga — Hollanda.

Zabrakło mi też więcej Szarego Londyny. To co pojawia się w trylogii, szczególnie w ostatnim tomie, jest takim tłem i nic nie wnosi do fabuły. Mamy też tam postać pewnego zwyczajnego faceta, która zaczyna być przedstawiana w niezwykły sposób, by w zasadzie nie wynikło z tego nic.

Mimo tych kilku braków, pewnych niedociągnięć, czy słabych wyborów autorki, cykl Shades of Magic to była bardzo dobra lektura. Pewne fragmenty czytałam z wypiekami na twarzy, no i Lila nie pozwalała mi się nudzić. Rozumiem, dlaczego trylogia Schwab zyskała taką popularność, i dlaczego sama autorka jest wychwalana a każda jej kolejna powieść wzbudza tyle emocji. Sama chętnie przeczytam więcej (w kolejce czeka już duo Vicious i Vengeful).

Shades of Magic polecam tym, którzy nie boją się prostych historii, a jeden świat to dla nich za mało. I tym, którzy uwielbiają ograniczoną magię bez granic.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.