W tym roku uczę się czytać na nowo – na nowo odkrywam przyjemność z leniwego popołudnia z kawą i książką. I wydaje mi się, że wybrałam sobie do tego zupełnie nieodpowiednie lektury. W skrócie: tekst o tym, jak czytam klasykę.
Czasami kupuję sobie małe, cienkie, kieszonkowe wydania klasycznych powieści, które powinnam znać. A potem one leżą wciśnięte gdzieś pomiędzy grubaśne tomy fantastyki. I właśnie tak było z Nowym wspaniałym światem Aldousa Huxleya, który dojrzewał pomiędzy innymi tytułami. Dodam, że przeczytanie tej niewinnej książeczki, o objętości 250 stron, zajęło mi zdecydowanie zbyt długo. A tak realistycznie patrząc, na mój wieczny brak czasu, to powinnam to skończyć w ciągu 3 dni.

Zapomnijmy o tym, że Nowy wspaniały świat to jedna z najważniejszych powieści antyutopijnych XX wieku (I tak na marginesie, to wcale nie jestem pewna, czy to jest tak ważna powieść. Moim angielskim znajomym tytuł Brave New World nic a nic nie mówił.). Zapomnijmy, że jako filolog powinnam ją już dawno znać. Zapomnijmy o mądrych i wspaniałych rzeczach, które teraz powinnam na temat powieści napisać. Jestem czytaczem, i właśnie przeczytałam kawałek klasyki – czas na kilka słów o małej cienkiej książeczce.
I przyznam się, że za wiele nie wiedziałam o powieści przed lekturą – ot, antyutopia w świecie przyszłości. Nawet nie przeczytałam sobie blurba. Do klasyków podchodzę jak do każdej innej książki – biorę i czytam jak coś nowego.
Pierwszy rozdział wprawił mnie nieco w zakłopotanie, bo bez ogródek wrzucił w proces rozwoju embrionu, jego klonowania i butlacji poszczególnych kast społeczeństwa – było dziwnie, było niezrozumiale (musiałam się przestawić po średniowiecznej pseudo-Japonii). Czytałam wolno, bo musiałam to przetrawić. Zresztą samo przedstawienie świata trwało dość długo, bo niespiesznie. Informacje dostajemy z opisów, z rozmów między postaciami, i to wszystko buduje obraz świata nowoczesnego i absurdalnego. Ten pierwszy rozdział był tylko chwilowym chaosem, bo kiedy poznawałam kolejnych bohaterów historii, konstrukcja nowej cywilizacji wydawała się znośniejsza i logiczna.
Mam wrażenie, że jest to bardzo angielska powieść. Nie dlatego, że dzieje się w Londynie, ale przez pewien spokojny typ narracji, w której nie ma niepotrzebnych emocji i kwiecistych opisów. Opowieść się snuje, ale nie w sposób baśniowy i romantyczny, a w trzeźwy sposób angielskiego dżentelmena. I to chyba był powód, dla którego przeczytanie Nowego wspaniałego świata, zajęło mi tak długo. Treść jest interesująca, dobrze napisana, ale nie ma w sonie nic z emocjonującej powieści przygodowej, która łapie cię za wnętrzności i trzyma przy sobie mocno. I nie jest to absolutnie nic złego. Zresztą, nawet nie spodziewałabym się niczego szalonego po powieści wydajnej w 1932 roku.
I ten wiek czuć. Własnie w sposobie narracji, która jest inna od tej współczesnej. Powieść się zestarzała i może być niezrozumiała – nie ma w niej internetu, ebooków, telefonów komórkowych, bo prawie wiek temu takie rzeczy nie istniały – świat Huxleya jest analogowy, nawet jeśli wyprzedza nas o dobre 500 lat. Nie ma do zaoferowania nic współczesnemu młodemu człowiekowi. Nie ma też akcji i wybuchów, a dramaty jakie przeżywają Lenina, John czy Bernard nie są przedstawione dramatycznie.
Treść z kolei serwuje nam nagłą konfrontację nowej cywilizacji z tą starą, dziką ludzkością, która kultywuję wszystkie religie i małą społeczną komórkę jaką jest rodzina. I ten cywilizowany konsumpcjonizm użyteczności nie potrafi sobie poradzić z anomalią, jaką jest John zwany Dzikusem oraz jego matka (to okropne bluźniercze słowo), już nie piękna i młoda, Linda. Dodatkowo, kiedy pojawia się uczucie miedzę Johnem i cywilizowaną Leniną, autor zestawia nam ten konflikt z konfliktem Romae i Julii. Tutaj nie ma wielkiej walki dwóch rodów, w Nowym wspaniałym świecie problemem staje się wychowanie Johna oraz warunkowanie Leniny, którzy nie potrafią nawzajem zrozumieć swoich zachowań, co w efekcie prowadzi do tragedii o znacznie mniejszej wadze niż ta z dzieła Shakespeare’a.
Czy jest to powieść aż tak ważna? Czy powinno się ją przeczytać? Na pewno warto wiedzieć, że jest. Wprawdzie porusza ważne kwestie, które można wyrwać z tej futurystycznej otoczki, ale wydaje mi się, że jej status jest nieco przestarzały. W Nowym wspaniałym świecie ostrzegają nas przed zagrożeniem pewnego rodzaju konsumpcjonizmu, przed życiem w formie “mieć a nie być”; pokazuje też jak łatwo kierować całym społeczeństwem jeśli odpowiednio się je nakieruje od dziecka. I jak się dobrze zastanowimy, to część obaw Huxleya zaczęła się sprawdzać, chociaż może się nam wydawać, że to tak bardzo odległa wizja świata.
Nie powiem, że musisz to koniecznie przeczytać. Ale lektura Nowego wspaniałego świata może być ciekawą alternatywą dla współczesnej literatury i zachęcić do Shakespeare.
“I tak na marginesie, to wcale nie jestem pewna, czy to jest tak ważna powieść. Moim angielskim znajomym tytuł Brave New World nic a nic nie mówił.”
Przyznam, że nie ogarniam tych kanonów. Rozumiem, że można nie czytać, bo też wielu rzeczy nie przeczytałam, ale żeby tytułu nie kojarzyć?
“Pierwszy rozdział wprawił mnie nieco w zakłopotanie, bo bez ogródek wrzucił w proces rozwoju embrionu, jego klonowania i butlacji poszczególnych kast społeczeństwa – było dziwnie, było niezrozumiale”
Żebyś ty zobaczyła rozwój embrionu w pierwszym rozdziale “Diaspory”, to dopiero jest niezrozumiałe 😀
To jaki klasyk następny?
Okej, więc młodszym znajomym nic nie mówił, ale takim nadal w okolicach mojego wieku. Ale już 10 lat starsza kobieta, na tytuł “Brave New World” przytaknęła ze zrozumieniem.
A następny klasyk to pewnie “Rok 1984”, ale to po 2 innych fantastykach, które czytam / nie mogę się doczekać aż zacznę 😀
Hehe, mnie pierwszy rozdział wprawił w swego rodzaju rozczulenie, bo awww, jak ładnie autor przewidział kierunek rozwoju nauki, ale awww, jak słodko spudłował opisując procedury (tak, wiem, jestem dziwna).
Dla mnie “Nowy wspaniały świat” to jest przede wszystkim generator zmuszającego do zastanowienia dysonansu poznawczego. Bo hej, autor przedstawił nam wreszcie społeczność, w której wszyscy są szczęśliwi, każda potrzeba zostaje spełniona a ramy społeczne nikogo nie uciskają i koniec końców ludzie są szczęśliwi. Tylko że czytelnik (zgodnie z wolą autora) widzi, że coś w tej wizji bardzo nie gra. I sam sobie musi odpowiedzieć na pytanie, co i ile można poświęcić dla ogólnospołecznej równowagi.
Ja przy pierwszym rozdziale bałam się, że będę znudzona, ale potem było całkiem ciekawie 🙂 Taki urok bycia czytaczem. Przyznam się też, że mimo wszystko, nie obyło się bez analizy w mojej głowie – czego chyba mi się nie udało aż tak bardzo oddać w tekście wyżej 😉
“Nowy Wspaniały Świat” był naszą lekturą w gimnazjum, w sumie to niewiele z tego pamiętam:) Też lubię klasykę.
Ja chyba nie miałam tego w gimnazjum, ale no cóż, ja byłam rocznikiem eksperymentalnym, to tam się działy różne rzeczy 😀
Przyznaję, że od jakiegoś czasu mam zamiar zabrać się za tę książkę, ale mi nie po drodze. Chwilowo przeczytałam “Tristana i Izoldę”, choć nie ukrywam, że to na zaliczenie z literatury powszechnej. ;D Niektóre klasyki warto jednak nadrobić. 🙂
Mi też zazwyczaj nie po drodze. Ale w tym roku na pewno jeszcze “Rok 1984” i coś Dostojewskiego – waham się pomiędzy “Biesami” a nadrobieniem “Zbrodni i kary”. Na deser chce kolejny raz podjąć się próby przebrnięcia przez “Mechaniczną pomarańczę”.
A ja uwielbiam tę powieść, podobała mi się nawet bardziej niż osławiony Orwell!
To będę miała do weryfikacji, bo znajoma twierdzi, że “Rok 84” jest lepszy. Znaczy się czeka mnie ciekawa lektura i na pewno jakieś porównanie się wykluje 😀
Zupełnie nie moje klimaty, ale miło tu u Ciebie, na pewno będę czasem zaglądać.
Zapraszam częściej 🙂
Wydaje mi się, że to jest ważna książka, ale została przyćmiona przez – o bodajże 17 lat późniejszy – „Rok 1984”. Sama zresztą także wolę dzieło Orwella, a „Nowy wspaniały świat” podobał mi się średnio, niemniej wczoraj skończyłam książkę „Nowy wspaniały świat 30 lat później. Raport rozbieżności”, w której Huxley po 30 latach omawia to, ile z jego wizji się spełniło, a ile spełni się na przestrzeni kolejnych dziesięcioleci. I w jakiś sposób doceniłam dzięki niej „Nowy wspaniały świat”. Tak że polecam Ci ją serdecznie, dopiero co wyszła nakładem wydawnictwa Muza. 🙂
O, nie wiedziałam, że taka książka jest. Będę musiała poszukać gdzieś ebooka do kupienia i przeczytać w “wolnej” chwili.
Tak przeglądam teraz nowy kanon lektur (który w sumie całkiem nieźle mi się podoba, co innego pewnie uczniom) i stwierdzam obecność tego tytułu wśród lektur uzupełniających dla poziomu rozszerzonego. Obecność najdalsza z możliwych, ale jest.
Kanon lektur to zawsze jest jakaś dziwna fantazja skamielin – to tak ogólnie. Mam wrażenie, że czasami te książki nie są odpowiednie dla wieku, w którym się je czyta. A te dobre rzeczy to gdzieś upychają jako uzupełniające…
Ja nie jestem za ustalaniem listy tytułów, które “trzeba” przeczytać, ale nie znać książki jako takiej to trochę wstyd – w sensie, żeby nie wiedzieć, że istnieje, że była ważna, itd.
I zawsze mnie irytowały książki z gatunku “YA dystopia”, po których widać, że autorzy w ogóle nie mają pojęcia o klasyce.