Przejdź do treści

Przeczytałam: Kwiat paproci

Z twórczością Katarzyny Bereniki Miszczuk spotkałam się bardzo dawno temu, a potem omijałam ją szerokim łukiem. Po przeczytaniu jej debiutanckiego Wilka i kontynuacji – Wilczycy – mówiłam sobie takie klasyczne nope. Ale cóż, Miszczuk napisała swoją pierwszą powieść gdy miała 15 lat (ja czułam w niej te wszystkie pozmierzchowe naleciałości) więc po 8 latach od lektury, dałam jej kolejną szanse, z zupełnie innym tytułem.

Internet kilka razy zapewnił mnie, że słowiańska seria Miszczuk jest bardzo dobra, więc odważyłam się, i zażyczyłam sobie ją na ślub w ramach “książki zamiast kwiatka”. Odczekałam na dobry moment, dokupiłam sobie zakończenie cyklu – Przesilenie – i zwyczajnie połknęłam cały Kwiat paproci w rekordowym, jak na mnie, tempie. Chociaż przyznam się, że mój głód przygasł nieco przy ostatnim tomie – i do końca nie jestem pewna, czy zadziałało tutaj pewne zmęczenie organizmu nagłym książkoholizmem, czy może Przesilenie było słabsze od poprzedników, czy oba na raz?

Ale przeczytałam całe 4 powieście, i dzięki temu podreperowałam mój licznik z wyzwaniem na ten rok. To tak na marginesie.

O czym jest cykl Miszczuk? Jest to historia Gosławy Brzózki, w skrócie Gosi, absolwentki medycyny, którą bardzo mocno pragnie dostać pracę w jakimś warszawskim szpitalu, jak tylko upora się z ostatnim etapem swojej edukacji – rocznym stażem u wiejskiej szeptuchy. Eee, kogo? Historia dzieje się w XXI wieku, ale z takim małym twistem. Oto Królestwo Polskie, nadal władane przez potężny ród Piastów, kraj w którym nigdy nie zagościło chrześcijaństwo, bo Mieszko I odmówił przyjęcia chrztu. Wierzymy w bogów i wróżby, mamy kapłanów i mądre baby, a świat – niby taki sam – podporządkowany jest innym zasadom administracyjnym (jakkolwiek dziwne to się wydaje)

Ale żeby Gosi nie było tak zupełnie smutno w małej wiosce, do której trafia na staż, poznaje niezwykle przystojnego (a jakże!) Mieszka, pracuje u nieco bardziej przyjaznej Baby Jagi i spotyka na swojej drodze dużo barwnych postaci. I oczywiście trafiają jej się jakieś takie mało racjonalne przygody. A wszystko to doprawione litrami miodu wypitego przez ciekawych bohaterów.

Jak już wspomniałam, na cykl składają się 4 powieści o średniej grubości 400-500 stron. Takie standardowe książki do szybkiego przeczytania. Mój osobisty ranking zaciekawienia, od najlepszej do najgorszej to: tom 1 Szeptucha, tom 3 Żerca (chociaż mocno przewidywalny, ale zakończenie za to emocjonujące), tom 2 Noc Kupały i tom 4 Przesilenie. Całość jednak oceniłam na równi – 4/5 gwiazdek na goodreads, a miałam na to kilka powodów.

Jedną z rzeczy, która niezwykle mi się podobała, były te stare słowiańskie imiona. Gosława czy Jarogniewa są na swój sposób urocze, ale mój faworyt to i tak Mszczuj –  żadne imię w powieściach nie ma takiego “erotycznego” napięcia jak właśnie Mszczuj. I ani przez moment nie czułam, że bohaterowie dziwnie się nazywają i są jakoś nie na miejscu. To tylko robiło ten słowiański klimat, w którym bogów znajduje się w lodówce.

Spotkałam się z opiniami, że Gosława jest bardzo irytująca bohaterką. I przyznam się, że jak otworzyłam Szeptuchę i zobaczyłam narrację pierwszoosobową z jajecznica w tle, to skala moich obaw nieco urosła. No nie jestem fanką narracji z pierwszej osoby, bo jak bohaterka jest dziwna, to to tylko pogarsza sytuacje, i potem dostaje się opowieści o libacjach, kacu i zwierzęcej chuci (patrz nieudany angielski self). I tak, Gosia jakoś mnie do siebie z początku nie przekonała, ale gdzieś w połowie tomu, jak już się wkręciłam, to moje uprzedzenie się rozwiało w oparach ziółek i grzybków z ogniska. Z drugiej też strony, gdyby bohaterką była jakaś bardziej zaradna dziewoja, która na dokładkę używa głowy, to pewnie nie byłoby sensu tworzenia Kwiatu paproci. Bo to jednak ta jej nieporadność i bezmyślność pchają fabułę do przodu.

Mnie chyba bardziej irytował Mieszko, bo wydawało mi się, że jest tam po to, by świecić tyłkiem i robić za mięśnie zespołu. Jak na takiego starego i dojrzałego faceta, to był mało dojrzały – co zresztą Gosia mu kilka razy wytknęła.

Żałuję natomiast, że Jaga nie opowiedziała o kilku swoich przygodach. Droga pani Katarzyno, to może taki mały prequel? Bo ja bym nie miała nic przeciwko zbiorkowi opowiadań (tak na przykład) z przygodami młodej Jarogniewy. Ta kobieta ma taki potencjał!

Zdaje sobie sprawę, że cykl miał swoje słabsze strony, swoje małe problemy, ale w ogólnym podsumowaniu jakoś tak bledną. Miszczuk zrobiła coś, czego już dawno nie odczuwałam – wspominałam o tym już w kilku miejscach, ale czytając Kwiat paproci czułam się jak nastolatka, gdy mając 13 lat po kryjomu, z wypiekami na twarzy, zaczytywałam się w Sadze o Ludziach Lodu. I kiedy ja pochłaniałam kolejne strony przygód Gosi i Mieszka, to tak niefortunnie się złożyło, że odeszła od nas twórczyni tychże Ludzi Lodu, co odebrałam ze smutkiem, a młoda wewnętrzna ja jeszcze bardziej cieszyła się z czytanej tetralogii. (Przy okazji, polecam tekst Pryvian z LRF z pożegnaniem Margit Sandemo. Tekst, który chętnie bym napisała, gdybym wpadła na ten cudny pomysł.)

Bo jednak w tej nowej prozie Katarzyny Bereniki Miszczuk jest coś magicznego i coś niespodziewanego – chociaż słyszałam, że słowiańskie urban fantasy (czy tak to można nazwać?) jest teraz niezwykle modne, a ludzie równie mocno zachwycają się Żniwiarzem Pauliny Hendel.

Muszę przyznać, że zwyczajnie to była taka seria w moim stylu – zachwycają mnie historie, które z chęcią sama chciałabym napisać, ale już ktoś mnie ubiegł. Ale Kwiat paproci nie jest dla każdego – wiem, że mój Mąż popatrzyłby pewnie potem na mnie z zażenowaniem, co też jego piękniejsza połówka czyta. No bo jest to pewna forma literatury kobiecej. Dlatego polecam fanom Ludzi lodu i wszystkim tym, którym niestraszne są nieco bardziej romantyczne czytadła.


Tradycyjnie też przypominam, że moje poczynania książkowe można śledzić na GoodReadsLubimyCzytać (nie bójcie się zapraszać do znajomych) i Instagramie. Jestem też na Bloglovin’ i zBLOGowani, więc zapraszam do śledzenia. Na koniec nie zapomnijcie o Facebooku i Twitterze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.