Przejdź do treści

Przeczytałam: Czarne światła

Lipiec nie był dla mnie dobrym miesiącem do czytania. Mam wrażenie, że za powieści Raduchowskiej zabierałam się z dobrymi chęciami, a potem mi się nie chciało za bardzo. I nie, nie chodzi tu w cale o to, że książki mi się nie podobały — wręcz przeciwnie. Zwyczajnie trafiłam na ten moment w życiu, w którym czytanie nie było tym, co chciałam robić. Sierpień za to zapowiada się dość obficie, bo znów czuję “zew powieści”.

Czarne światła to cykl, który w tej chwili składa się z dwóch powieści: Łzy Mai oraz Spektrum. Druga powieść została nominowana do nagrody Zajdla w tym roku, dlatego też obie znalazły się na mojej liście lektur. Przypuszczam, że gdyby nie ten fakt i lekka sugestia Agnieszki, nigdy bym się na te powieści nie skusiła. I to wszystko owocuje tym, że nagle odkrywam polskich autorów, a w zasadzie autorki.

Obie powieści dzieją się w niedalekiej przyszłości, gdzie życie zostało zdominowane przez cyborgizację, niezwykle doskonałe serie syntetycznych ludzi (androidy), powszechną automatyzację i komputeryzację świat oraz pewną małą rebelię w mieście New Horizon. Bohaterami serii są detektyw (bardzo ludzki) Jared Quinn oraz jego partnerka, syntetyczka Maia.

Martyna Raduchowska zastosowała bardzo ciekawy zabieg, zarówno Łzy Mai, jak i Spektrum, opisują spora częśc tych samych wydarzeń, mają bardzo pdoobną linię czasową, ale robią to z perspektywy dwóch bohaterów. Pierwszy tom, to historia opowiedziana z perspektywy Jareda — ta jego perspektywa dała mi skojarzenie z kryminałami noir, w których smętny detektyw ciągle pali papierosy. W pewien sposób urocze i w połączeniu z cyberpunkowym światem wyszło to całkiem fajnie. Spekturm z kolei opowiada nam to, co działo się z Quinnem z perspektywy Mai, jednocześnie zmieniając narrację na pierwszoosobową. Było to potrzebne powieści i nie wyobrażam sobie opowiedzenia tej historii inaczej — mogłaby tak wiele stracić. Dodatkowo Spektrum rozszerza nam świat New Horizon — dosłownie i w przenośni. Część rzeczy objaśnia lub dookreśla, inne pokazuje od drugiej strony konfliktu — dopiero po przeczytaniu obu tomów znamy całość tego kawałka historii. Bo oczywiście Raduchowska zakończyła Spektrum z cudnym cliffhangerem i każe mi czekać na kolejny tom serii.

Okazuje się zatem, że jednak lubię trochę science fiction. Mimo zapewnień, że jestem fanką klasycznego fantasy. (A klasycznego fantasy prawie nie czytałam, ani nawet zbyt wielu tytułów z listy 51 najlepszych serii od BuzzFeed.)

Tym sposobem przeczytałam całe 3 powieści nominowane do nagrody Zajdla (z siedmiu). Więcej nie planuję w najbliższej przyszłości. Dodatkowo seria pchnęła moje wyzwanie na gr Laser Challenge. Jestem tylko troszkę w plecy z ogólnym wyzwaniem czytelniczym, dotarłam do połowy celu miesiąc później niż powinnam, ale te 2 książki są do nadrobienia.


Takie małe wyjaśnienie, bo chyba powinnam w końcu kiedyś. Mój cykl “przeczytałam” nie jest z założenia cyklem recenzji. Dlatego czasami nie streszczam w nich fabuły, albo wrecz rzucam spoilerami (staram się nie). To zawsze miała być pewna relacje z tego co czytałam i jak mi się to czytało. Krótka refleksja nad tym co dobre, albo tym co złe w danej lekturze.


2 komentarze do “Przeczytałam: Czarne światła”

  1. Trochę ironicznie, że tobie się te książki podobały bardziej niż mnie XD
    Przejrzałam tę listę Buzzfeedu – cóż, ja nawet Harry’ego Pottera nie przeczytałam… przede wszystkim trochę zniechęcają mnie serie, bo przeczytanie (najlepiej jedna po drugiej) 3 czy więcej książek wydaje się wysiłkiem ponad miarę i ciężko mi się zabrać. Serii o Takeshim Kavacsu nie potrafię skończyć, choć bardzo chcę, to co dopiero jakieś fantasy zaczynać.

    1. Może dlatego, że mało takich czytam i nie mam oczekiwań, to mi się potem podoba 😀
      Ja z tej listy, nawet z rzeczami co chciałabym przeczytać, nie będę miała połowy 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.