Kupiłam marcowy numer Nowej Fantastyki, bo dojrzałam go w polskim markecie przypadkiem. Z okładki zawołała Ursula K. Le Guin, więc wzięłam. Zapłaciłam £4,49 – dwa razy tyle, co cena okładkowa. Co za rozbój…
Na razie przejrzałam. Zauważyłam, że wszystkie opowiadania są autorstwa kobiet i mam jakieś wrażenie, że to po części hołd dla Le Guin, a po części “prezent” na dzień kobiet – bo marzec. A kupiłam numer, bo chciałam przeczytać ten głośny artykuł Aleksandry Radziejwskiej, bo jest dla mnie jak pisarskie dziecko, i wstyd mi czasami, że ja tak dobrze nie piszę (a może to mój luźny styl każe mi uważać, że mądrze już nie potrafię).
Artykuł Fantastyka dla opornych to taka lista polecanych tytułów na start, z której nie przeczytałam ani jednej. Ale ale, Ola na koniec swojego tekstu zadała pytanie, które mnie skłoniło do napisania tego tekstu: “A co Ciebie przekonało do fantastyki?”. I ponieważ ja jestem dziwna i moja droga do fantastyki była dziwna, moja wędrówka przez fantastykę też jest dziwna, to czemu by o tym nie napisać?
I w zasadzie, to ja nie pamiętam. I jak się cofam pamięcią, do mojej nastoletniej mnie, tego okropnego czasu eksperymentalnego gimnazjum (ode mnie to się zaczęło…), to wszystko w takiej mgle. Dokładnie pamiętam jak moje spotkanie z Władcą pierścieni było totalna porażką, i nigdy mi się nie udało przeczytać Tolkiena. Nie będę pisała o oczywistym Harrym Potterze, bo to chyba jednak nie był u mnie ten moment. Wiedźmin też nigdy nie był tym pierwszym bohaterem, bo był dla mnie trudno dostępny i sagę czytałam długo bardzo, szukając kolejnych tomów.
Wymieniłabym trzy autorki, i trzy “dzieła”, które mnie pchnęły do fantastyki nieco pośrednio. Nie chronologicznie, bo pamięć taka zawodna – to już ten wiek.
Dorota Terakowska. I wcale nie była to Córka czarownic, której nigdy nie skończyłam. tytuły, które zapamiętałam jako TE cudne, to W krainie kota (zresztą tak bardzo kojarząca się z Alicją w Krainie Czarów), niezwykła Samotność bogów i ciepłe Tam, gdzie spadają anioły. Równie ciepło wspominam Poczwarkę, która była również przedmiotem mojej pracy licencjackiej na studiach (razem z Ono i dorobkiem publicystycznym Terakowskiej). Ale to właśnie W krainie kota jest tym tytułem, który kojarzy mi się z zakochaniem w fantastyce – i zdaje się, że nie byłą to moja pierwsza lektura z gatunku, ale na pewno wspomogła mój gust.
Anne Rice. I może nie tak do końca, bo ja do tej pory uwielbiam film Wywiad z wampirem – ale to właśnie w wielu lat nastu zaczęłam poszukiwania powieści. Jako pierwszą książkę Rice przeczytałam wprawdzie Wampira Lestata, ale zaczęłam szukać podobnych pozycji, i tak trafiłam np. na cykl Krwawa opera Tanithy Lee. I chociaż po latach, Anne Rice zawiodła mnie swoim sposobem pisania, odgrzewania starych kotletów i niekończenia cykli, które polubiłam, to mam do niej wielki sentyment. Właśnie za pokochanie tej wampirycznej strony fantastyki.
Margit Sandemo. Byłabym okropną kobietą, gdybym się nie przyznała do przeczytania tego norweskiego tasiemca o wiedźmach, czarownikach, demonach i złych mocach, czyli Sagę o Ludziach Lodu. I tak, przeczytałam wszystkie 47 tomów (potem kiedyś mnie naszło i dotarłam chyba gdzieś do 17). Kolejne sagi autorki mnie już tak nie porwały, a i w tej miałam chwile zwątpienia, bo jednak większość tych tomów leci podobnym szablonem baśni z happy endem. Ale mężczyźni są tacy rycerscy i czuli i romantyczni – pewnie to miało jakiś wpływ na to, że nastoletnia ja chciała czytać dalej.
I jak się nad tym wszystkim zastanowię, to moje wybory były nieoczywiste, i nadal takie nie są. Bo ja nie czytam tego, co wszyscy, a jak już czytam to często z dużym opóźnieniem. Nie znam Tolkiena (tylko z filmów), nie znam Pratchetta, nie czytałam za wiele polskiej klasyki (polskie SF dopiero poznaję), nigdy nie próbowałam się zabrać za Dicka. Podświadomie wybieram często do czytania autorki, bo ja też jestem kobietą – zresztą wymieniałam dziś 3 z nich.
Teraz, po przeczytaniu artykułu Silaqui w NF, zastanawiam się czy cokolwiek z jej listy polecanych by mi się spodobało. Na mojej liście mam tylko 2 pozycje, bo akurat te kupiłam, a o kolejnych dwóch myślę za każdym razem jak mi gdzieś mignął okładki/tytuły. No i nie oszukujmy się, ze mnie jest taki czytacz fantastyki, że o co by mnie nie zapytać, to pewnie odpowiem “nie znam, nie wiem”.
Mnie do fantastyki jakoś nie ciągnie. Tolkiena znam tylko z “Hobbita” i to tylko dlatego, że był naszą lekturą, inna sprawa, że nigdy nie omówioną (WP z filmów), w Potterze się zaczytywałam, taki to był gimnazjalny czas (jestem 3 rocznikiem o/), Pratchetta próbowałam w zeszłym roku czy dwa lata temu i raczej zmęczyłam tę książkę, Sapkowskiego i innych polskich nigdy nie czytałam. Z Sandemo mi poszło lepiej (gimnazjum). Ludzi lodu doczytałam do nastego tomu, znacznie bardziej podobała mi się Saga o Czarnoksiężniku, zaś o Królestwie Światła to była zła cześć tej trylogii, ale ją chociaż skończyłam, nie to co pierwszą :p Jakoś nie idzie mi romans z fantastyką. Terakowską nieustannie mam w planie. Czytałam na razie “Ono” i “Pozwarkę”, dawno, dawno zaczęłam Anioły.
Bo “hobbita” wprowadzili już później do lektur, rok po mnie czy jakoś tak. Moja polonistka pozwoliła nam czytać w ramach lektury 1 tom Władcy pierścieni i zasnęłam na niej – z twarzą w książce…
Ja polecam Terakowską, i polecam też jej biografię, którą napisała jej córka “Moja mama czarownica” – boska 😀
Mam w planie, gdzieś kiedyś, uzbierać komplet jej książek. I potem najlepiej jeszcze je przeczytać :p
Bardzo ciekawy temat. To jest najnowszy numer NF? Bo jak Le Guin to lecę jutro w podskokach kupić!
Co do wymienionych tytułów, to trochę mnie dziwi “Poczwarka”, bo ja bym tego fantastyką nie nazwała chyba? Nie wiem sama, nigdy tak o niej nie myślałam. Sagi o Ludziach Lodu zawsze mi się wydawało, że czytałam pierwszy tom, ale nie przypominam sobie żadnych elementów fantastycznych, więc może to było coś innego??? Ech, te czasy sprzed internetów – nie spisywałam, co w latach szkolnych czytałam i teraz nie pamiętam nic 😛
Za to w klasyków jestem mocna – przeczytałam całego Władcę Pierścieni i Hobbita, całego Sapkowskiego, większość Pratchetta, dwa Dicki. 😀 Ciekawi mnie, co jest na tej liście z NF i czy znam.
“Poczwarka” akurat fantastyką nie jest, chociaż dziecko fantazję miało 😉 Bardziej mi chodziło o te powieści Terakowskiej dla młodszego czytelnika.
Ja myślę, że Tobie się ta lista spodoba z artykułu, a o Le Guin aż tak dużo nie ma – dwie strony tekstu.
No i fakt, przed internetem nie wpadłam nawet na prowadzenie zeszyciku 😛