Wiele osób mi polecało mi ten film i zachwalało jego cudowność. No i jak to ja, obawiałam się. Bo co jak ja uznam, że nie jest tak wspaniały? Co jak ja się nie zachwycę? Czy to o mnie źle świadczy? Nie mam gustu?
Miałam wiele pytań oraz wątpliwości, więc odkładałam seans każdego dnia, na ten kolejny. Aż w końcu nie miałam już wyjścia, bo zawaliłam sobie dwa terminy na opublikowanie tej opinii. I za chwilę opowiem, czy miałam się czego bać, czy może jednak nie.
Whisper of the Heart (1995)
(Jap: 耳をすませば, Hep: Mimi o Sumaseba)
scenariusz: Hayao Miyazaki, reżyseria: Yoshifumi Kondō
Kilka słów o filmie. Jego tytuł w sensie dosyłowym znaczy If You Listen Closely, co nie jest oczywiście najciekawsza translacją. W Polsce został od przetłumaczony z angielskiego na Szepty serca, ale oczywiście ja oglądałam w wersji japońskiej z angielskimi napisami.
Scenariusz powstał na podstawie mangi Mimi o Sumaseba autorstwa Aoi Hiiragi. Co wcale nie dziwi, bo Miyazaki często adaptuje inne media i wychodzi mu to po mistrzowsku. Jest to kolejny raz, po Kiki’s Delivery Service, kiedy sięgnął po temat tworzenia — sam jako twórca zapewne rozumie bolączki początkującego artysty, niezależnie czy to pisarstwo, malarstwo czy też magia.
Na pierwszy rzut oka Whispera of the Heart to prosta historia czternastoletniej Shizuku. Niebanalny wstęp zmienia się w niesamowicie intensywne poszukiwanie siebie. I chyba dlatego wielu moich znajomych zachwyca się właśnie tym tytułem, bo mocno identyfikujemy się z główną bohaterką (tak, ja też).
Shizuku to młodsza córka w rodzinie Tsukishima. Jej tato jest bibliotekarzem, mam robi podyplomówkę (czy coś w tym stylu) a siostra jest na studiach. Shizuku jest w ostatniej klasie gimnazjum (tak sobie to wytłumaczyłam) i powinna się przygotowywać do egzaminów końcowych; uwielbia czytać książki i jest niezwykle ciekawa świata. Z jej upodobań wynika, że uwielbia baśnie i niesamowite historie, i szuka ich w otoczeniu — dlatego pewnego dnia, zamiast iść prosto do biblioteki z bento dla taty, wędruje w pogoni za dziwacznym kotem, który sam jeździ kolejką miejską. Tak poznaje pewnego chłopca i pewnego Barona, z którymi styka ją przeznaczenie.
Chłopcem jest niejaki Seiji Amasawa, który pragnie zostać lutnikiem. Baron to antropomorficzna statuetka kota w garniturze, która samotnie stoi w sklepie dziadka Seijiego. Te dziwne i przypadkowe spotkania zmuszają Shizuku do poszukania własnej drogi w życiu — w ten sposób dziewczyna zaczyna pisać tajemniczą opowieść o Baronie, jego ukochanej Louise i złym kocie-antagoniście. Jest to jej osobiste wyzwanie, test kiełkującego talentu.
Przyznam, że to bardzo uroczy film i cieszę się, że go obejrzałam. Bo Whisper of the Heart faktycznie zachwyca. Miałam wrażenie, że pokazuje prawdziwe życie, jeszcze z tych niespiesznych czasów (chociaż to Japonia, tam jest inaczej) i kończy się takim szczęśliwym zakończeniem. A jednocześnie czuć w Shizuku tę młodzieńczą intensywność wszystkiego.
Chciałabym w tym miejscu wymienić kilka rzeczy, na które zwraca uwagę animacja. Po pierwsze funkcjonowanie japońskiej rodziny, co oczywiście pojawiało się już w innych filmach Ghibli. Ale tutaj zwraca uwagę autorytet ojca, czepialstwo starszego rodzeństwa, a także pewien nacisk na dobre oceny i odpowiednie podejście do życia w społeczeństwie. I zdaje się, że Shizuku ma szczęście, że jej tato potrafi być wyrozumiały w pewnych kwestiach. Po drugie, pierwsze miłości i ogólna dynamika uczuciowa w szkole. Kolega, a może nawet chłopak z innej klasy to jest sensacja! W ogóle te romantyczne próby są bardzo urocze i takie naturalne, niewymuszone w opowieści. Po trzecie, pasja tworzenia, która właściwie nie zna granic. To jak Shizuku wpada w szał pisarski — nie je i nie śpi, tylko pisze i godzinami robi research w bibliotece. Ale też Seiji, który tak bardzo pragnie zostać lutnikiem, że nie widzi dla siebie innej drogi jak szkolenie pod okiem mistrza. To wszystko w efekcie tworzy bardzo wartościowy obraz. Całokształt zachwyca swoją prostotą, ale i skomplikowaniem.
A skoro wspomniałam prostotę, to musze zwrócić uwagę na kreskę w animacji. Bo wydaje mi się uproszczona w porównaniu z innymi filmami Ghibli. Momentami jest nawet niechlujna, ale w ten artystyczny sposób. I ta wizualność dobrze współgra z fabułą i tematyką Whisper of the Heart, w jakiś magiczny sposób. Animacja jest taka nieoszlifowana jak pisarski talent Shizuku i rzemieślnicze zdolności Seijiego. Obraz odzwierciedla to, o czym mówi dziadek Shirō. I właściwie nie wyobrażam sobie idealnej kreski w filmie, który tak bardzo zwraca uwagę na proces pielęgnowania swojego talentu czy hodowania marzenia. Mam nadzieję, że to było zamierzone działanie twórców, bo nie udało mi się dokopać do takej informacji.
Nie mam co ukrywać, też się zachwyciłam tym filmem. Moje obawy były zupełnie bezpodstawne i chyba częściej muszę słuchać moich znajomych. To chyba też wynika, że w dużym gronie aspirujących pisarzy bardzo utożsamiamy się z Shizuku, z jej intensywnością pisania — zrobiła sobie dziewczyna podwójne NaNoWriMo — i wątpliwościami, czy to, co stworzyła jest dobre i ma sens. Nawet teraz mam takie wątpliwości pisząc to omówienie anime, bo co jeśli o czymś zapomniałam, albo znów czegoś nie zauważyłam?
Ale ta niepewność w procesie twórczym jest piękna. I tak samo pięknie pokazało ją Studio Ghibli.
Chciałabym wiedzieć co stało się po tym uroczym zakończeniu pełnym wzniosłych deklaracji. Oczywiście mam jeszcze The Cats Returns, ale coś mi mówi, że nie spotkam tam ani Shizuku, ani Seijiego. Ale jest nadzieja, bo ponoć ktoś już ma w planach film live-action o tej uroczej parze (już nie) nastolatków.