Studio Ghibli na początku swojej drogi działało bardzo prężnie wydając filmy jeden za drugim. Jednak pod pewnymi względami rok 1988 był wyjątkowy — wytwórnia wypuściła aż dwa, zupełnie od siebie różne, obrazy. Warto też zauważyć, że obie animację są dość rozpoznawalne, a ich oceny bardzo wysokie. Mam na myśli oczywiście Grobowiec świetlików Iasao Takahaty oraz Mój sąsiad Totoro Hayao Miyazakiego.
Pierwszy z filmów nie znalazł się w kolekcji filmów Ghibli na Netflix, ale wydaje mi się, że był on kiedyś na platformie dostępny. Grobowiec świetlików to dość wyjątkowa animacja, o tematyce raczej nie poruszanej przez studio — mroczny i pełen tragizmu. Jest to też film, którego (mimo wielu okazji) nie udało mi się nigdy obejrzeć w całości. Uznałam, że powinnam o nim wspomnieć chociaż we wstępie, bo na pewno jest tego wart. Nie znajdzie się on w moim cyklu 35 lat ze Studiem Ghibli, z przyczyn oczywistych, ale na pewno znajdzie się na mojej prywatnej liście do przeczytania.
Jest to też ciekawy kontrast tematyczny i klimatyczny z filmem Miyazakiego, o którym opowiem. Zauważyłam tez, zerkając na informację o filmach Ghibli, że Miyazaki i Takahata w zasadzie nigdy razem nie pracowali, nie licząc Laputy (Takahata był producentem filmu). Czyżby wyjaśniało to tak bardzo różną wizję twórców? Na pewno przekonam się przy późniejszych animacjach.
My Neighbor Totoro
(Jap: となりのトトロ, Hep: Tonari no Totoro)
scenariusz Hayao Miyazaki, reżyseria Hayao Miyazaki
Mój sąsiad Totoro to chyba jedna z najbardziej znanych animacji Ghibli, która zasłużenie zdobyła szereg nagród. Tytułowy, przerośnięty i przeuroczy “misiek” jest najbardziej rozpoznawalna postacią studia, nie bez powodu stał się jego maskotką. Mam dziwne wrażenie, że w zasadzie nie mam co filmu przedstawiać, bo jeśli ktoś gdzieś otarł się o anime jako takie, i pełnometrażówki, to bez wątpienia widział Totoro.
Ja widziałam ten film nawet kilka razy, ale mówiąc szczerze, nie pamiętałam do końca zakończenia. Chodzi mi o kwestię matki głównych bohaterek — uwaga mały spoiler — z jakiegoś powodu myślałam, że kobieta zwyczajnie nie przeżyła tej historii. Ale też dzięki temu, odkrywałam anime na nowo, cieszyłam się całą opowieścią prawie tak, jakbym jej nie znała.
Totoro to opowieść o dwóch dziewczynkach, siostrach Satsuki i Mei, które wraz z ojcem przeprowadzają się do domu na wsi. Powód? Rodzina chce być bliżej szpitala, w którym do zdrowia powraca matka dziewczynek. Dość normalna rzecz staje się początkiem tych bardziej niezwykłych, które zmieniają okoliczny świat. Już w starym domu, na drodze dziewczynek stają małe stworki — strachliwe żyjątka z kurzu i sadzy, które ni to opiekują się domem, ni to go nawiedzają.
Starsza z sióstr — Satsuki — jest bardziej rozgarnięta, zna swoje miejsce i sytuacja jakość szczególnie na nią nie wpływa. Natomiast Mei, to dziewczynka rządna przygód i nie znajdąca strachu — to właśnie ona, jako pierwsza, spotyka na swojej drodze tajemniczego ducha lasu, którego szybko chrzci imieniem Totoro. Obie dziewczynki szybko zaprzyjaźniają się z władcą leśnego królestwa, a dorośli, którzy słyszą ich opowieści specjalnie się nie dziwią.
Mam wrażenie, że jest to dość prosta historia, w której nie ma zbyt wiele miejsca na analizy, dlatego pewnie ten tekst będzie krótszy niżbym chciała. Ma to oczywiście swój urok w tej bezpośredniości i dosłowności.
Z drugiej strony, kiedy się chwilę nad tym zastanowię, to mam wrażenie, że Miyazaki zrobił to celowo. Że cała forma Totoro, ta pewna oczywistość, ma odzwierciedlać to, jak odbierają świat bohaterki filmu (w szczególności Mei) — właśnie jako coś oczywistego. Skoro ona spotkała wielkiego puchatego ducha lasu, no to naturalne jest, że tak było. Nie ma tu miejsca na jakieś zawiłe przekazy, bo relacja dziecko–świat jest prosta.
I tak, są tam problemy natury poważnej — chociażby cała choroba matki. Nie są one jednak problemami zagrażającymi światu, bo też nie są przedstawiane jako walka o życie. Niby coś może wydawać się straszne, szczególnie z perspektywy dziecka, ale jest raczej czymś naturalnym, co nie ma zgubnych konsekwencji. w filmie czuć harmonię człowieka z naturą, i chyba to można nazwać jednym z przekazów Totoro.
Mój sąsiad Totoro, to też taki film, który trzeba obejrzeć zaczynając przygodę ze Studiem Ghibli. Własnie w nim widać taki związek bohatera dziecięcego ze sferą magiczną świata. Tą swoistą nieskalaną zmartwieniami dusze młodego człowieka, który nie tylko patrzy, ale też widzi. I jest to filozofia, którą odnajduję w innych filmach Ghibli, pewna wizja dziecka, jako człowieka doskonałego, który bez problemu rozumie prawdziwe wartości świata. Np. takie symboliczne posadzenie lasu; albo sam fakt, że metafizycznego nie należy się bać, tylko to zaprzyjaźnić.
Totoro to animacja bardzo optymistyczna, z pozytywnym przesłaniem i uroczą ścieżką dźwiękową. I chociaż czuć w niej rękę Miyazakiego, to jednak różni się ona zarówno od Laputy, jak i Nausicii. Pokazuje to wszechstronność twórcy, ale też jego mocne strony — np. zdolność do opowiadania magicznych historii (jakkolwiek tę magiczność chcemy rozumieć). I myślę, że to jest też dobry film na początek przygody ze Studiem Ghibli.
Zgadzam się, że Totoro może sprawdzić się jako początek przygody ze studia Ghibli, z jednej strony porusza tematy charakterystyczne dla twórców – związek człowieka z naturą, znaczenie dzieciństwa w życiu, itd., ale jest też prostszy i zawiera mniej wątków niż niektóre późniejsze dzieła.
Chociaż ta prostota nie jest bynajmniej wadą – doceniam film za to, że potrafi w tak uroczy i przyjazny dzieciom sposób pokazać niegłupie przecież problemy. Poza tym ze względu na to, że jest dość krótki można do niego wracać wielokrotnie. Poza tym sam projekt Totoro jest cudowny – raz zobaczysz i od razu zapada w pamięć, nie dziwię się że gadżety ze stworkiem są tak popularne.
Totoro niewątpliwie ma swój urok. Jest tez łatwym punktem wejścia w świat filmów Ghibli i takim radosnym 🙂