W mojej podróży poprzez filmy studia Ghibli dotarłam do tego wyjątkowego tytułu, od którego właściwie wszystko się zaczęło. To niezwykle popularne anime wyszło spod rąk mistrza Miyazakiego, zdobyło wiele nagród i zdaje się było pierwszym, które przedostało się oficjalnie do Polski. Ten tytuł, darzę niezwykłym sentymentem. I nie tylko ja uważam film za jeden z najlepszych jakie wyszły pod sztandarem studia. I myślę, że gdyby nie on, to świat mógłby się nie dowiedzieć o istnieniu japońskiego giganta animacji, a widzowie na całym świecie stracili by na tym bardzo wiele.
Princess Mononoke (1997)
(Jap: もののけ姫, Hep: Mononoke-hime)
Scenariusz: Hayao Miyazaki, reżyseria: Hayao Miyazaki
Doskonale znana Księzniczka Mononoke trafiła do kin w 1997 roku, ale ponoć pierwsze szkice do opowieści Miyazaki tworzył już w późnych latach siedemdziesiątych. Luźne koncepty przekształciły się w pierwszy rys fabularny dopiero w 1994 — nie obyło się też bez twórczej blokady, bo kilka pomysłów mistrz Hayao wykorzystał już przy tworzeniu My Neighbor Totoro. Oczywiście to go nie powstrzymało, ponieważ prace nad filmem ruszyły z kopyta w drugiej połowie 1995 roku, po tym jak Miyazaki odwiedził las w Yakushimie i zaczerpnął wiele inspiracji z otoczenia.
Princess Mononoke rozgrywa się w średniowiecznej Japonii, w późnym okresie Muromachi i chociaż mocno wzoruje się na tle historycznym, to nie byłby to film Miyazakiego, gdyby nie znalazło się w nim mnóstwo elementów fantastycznych. A pewne miasto powstało dzięki naleciałościom filmów Johna Forda.
Bohaterem animacji jest książę Ashitaka, który pochodzi z wioski ludu Emishi. Zupełnie przypadkowo na swojej drodze spotyka wielkiego dzika, który został zarażony czymś złym i stał się demonem. Dzielny Ashitaka zabija potwora, jednak ten przekazuje księciu swoje szaleństwo jako chorobę czy też klątwę. Mądra baba z wioski twierdzi, że lekarstwo może znaleźć na zachodzie — i tym sposobem Ashitaka rusza w podróż po uzdrowienie, z której nigdy już do wioski nie wróci.
Kolejnymi postaciami, których nie można pominąć, jest San — wychowana przez stado wilków młoda kobieta — oraz Wilczyca Moro, czyli jej przybrana matka i jednocześnie jeden z duchów-bogów lasu. Obie postacie są chyba najbardziej rozpoznawalne, bo pojawiają się na większości plakatów do Princess Mononoke. Nie można też zapomnieć o Lady Eboshi — w filmie poznajemy ją nieco później, ale jako władczyni żelaznego miasta jest istotnym elementem historii.
Mam poczucie, że nie oddam tej animacji sprawiedliwości cokolwiek o niej nie napiszę. Jest dla mnie w pewien sposób ważna i ma sporą wartość sentymentalną. A oprócz tego jest bardzo dobrym tytułem, takim wymienianym jednym tchem przy wzmiance o Ghibli i Miyazakim. Albo to tylko moja wyobraźnia i moje prywatne doświadczenie.
Film jest skomplikowany fabularnie. Wprawdzie skupia się głównie na walce natury z rozwijającym się światem, to jednak pobocznie pojawiają się też inne wątki: wykorzystywanie kobiet, odrzucanie chorych na margines społeczeństwa, militaryzacja w miastach, odrzucanie i zapominanie tradycji, i pewnie jeszcze kilka innych. I mimo tego, że Mononoke widziałam w swoim życiu kilka razy, to jeszcze nie wchłonęłam dokładnie całego przekazu.
Jak już wspomniałam, był to pierwszy film studia Ghibli jaki widziałam, i chcąc nie chcą porównuje do niego inne, nawet wcześniejsze obrazy. Kiedy opisywałam prekursorski Nausicaä of the Valley of the Wind, to tamta waleczna księżniczka skojarzyła mi się z Lady Eboshi. Co każe mi sądzić, że Miyazaki przetwarzał swoje własne pomysł, ale nie ma w tym nic złego. No i też w obu filmach porusza podobne tematy: militaryzacja przeciwstawiona tradycyjnym plemionom czy osadom, potrzeba władzy, pazerność ludzi (szczególnie tych u władzy właśnie) i jeszcze to niezrozumienie natury, niezależnie od tego w jakim ona jest stanie.
Z kolei książę Ashitaka to klasyczny przykład bohatera, który musi wyruszyć w drogę. Taki, który musi sam na nowo zdefiniować sobie świat i poznać samego siebie, a jednocześnie jego wędrówka jest pretekstem do pokazania tego, jak żyją inni ludzie. Widz uczy się wszystkiego z bohaterem i dostrzega ten sam kontrast. Ashitaka wychowany w małej plemiennej wiosce, gdzie natura i równowaga stanowią ważne elementy egzystencji nagle zderza się z żelaznym światem Lady Eboshi, gdzie ciężka praca i poświęcenie jest kluczem do godnego życia. Nowoczesność, która jawiła się jako zło, nie do końca jest taka straszna. Żelazne miasto to nie tylko groźba zniszczenia lasu, ale również oaza szczęścia dla jego mieszkańców.
Mononoke obejrzałam ostatni raz kilka miesięcy temu i w mojej pamięci się nieco zaciera. Jednocześnie mam wrażenie, że powinnam napisać jakiś długi esej omawiający wszystkie motywy z filmu. Ale czy aby na pewno jest ku temu potrzeba?
Bez wątpienia było to jedno z pierwszych dorosłych anime, które miałam okazję obejrzeć i zachwyciłam się twórczością Miyazakiego. To po nagradzanej Mononoke nagle w kinach można było obejrzeć kolejne filmy Ghibli, a polski rynek przestał utożsamiać japońską animację z Pokemonami i krzyczącą Usagi o 15 na Polsacie.
I chyba jest to szczytowa forma Miyazakiego. Ja uwielbiam jego Ruchomy zamek Howla, ale późniejsze filmy chyba nie były już tak skomplikowane. Z drugiej strony, Mononoke to wiele lat obmyślania projektu, więc nie dziwie jego dopracowanie. Cóż mogę do tego dodać? Chyba tylko tyle, że polecam.
Pierwszy raz przeczytałem twoją reckę filmu Ghibli i naprawdę widać twoją fascynację tą produkcją. Ja Księżniczki Mononoke jeszcze nie widziałem, dla mnie pierwszym filmem studia był Szept Serca. Mój projekt obejrzenia wszystkich Gibli trochę stanął, ale może w przerwie świątecznej sobie trochę to podciągnę 😀
Dzięki, bardzo mi miło 🙂
Mam nadzieję, że przy Howlu też tak będzie 😀 Ale to jeszcze chwila, bo w tym tygodniu powinna wskoczyć ostatnia Ghibli recenzja na ten rok 😀