czyli opowieść o moim wrześniowym wyzwaniu z twórczością Anety Jadowskiej.
Miesiąc temu wpadłam na świetny pomysł przeczytania serii o Dorze Wilk. W zasadzie to wpadłam na niego dużo wcześniej, gdy wydawnictwo SQN zaczęło wypuszczać to piękne wznowienie w kolorach tęczy. Ale, że jestem człowiekiem dziwnym, to musiałam najpierw mieć wszystko, żebym mogła wejść w świat Jadowskiej i czytać jak nałogowiec.
Więc tak technicznie, dla porządku, przeczytanie sześciu tomów zajęło mi 25 dni. Po pierwszą część sięgnęłam 1 września, a szóstą zamknęłam 25 września, co mówi, że średnio przeznaczyłam 4 dni na książkę. Łącznie było to około trzech tysięcy stron, co stanowi mój rekord tego roku — najlepszy miesiąc czytelniczy od bardzo dawna, a jeszcze nie skończyłam.
Heksalogia o Dorze Wilk składa się z następujących tomów:
- Złodziej dusz;
- Bogowie muszą być szaleni;
- Zwycięzca bierze wszystko;
- Wszystko zostaje w rodzinie;
- Egzorcyzmy Dory Wilk;
- Na wojnie nie ma niewinnych.
Zanim zabrałam się za lekturę, tuż po tym jak ogłosiłam mój szatański plan, odezwały się głosy, że co ja właściwie robię? Że to jest złe, że bohaterka to Mary Sue, że tego się nie da czytać i różne podobne. Oczywiście dotarły też do mnie radosne głosy, które życzyły mi powodzenia w wyzwaniu i cieszyły się ze mną na poznanie nowej serii (niektórzy też podpowiadali, że kolejne książki są lepsze). Ogólnie co osoba to bardzo subiektywna ocena i kilka prób odwiedzenia mnie od czytania literatury złej.
Ale ja nie jestem wymagającym czytelnikiem, i nie boje się brać za pozycje o kontrowersyjnej opinii. Oczywiście ta kontrowersja w przypadku Dory Wilk to posądzenie jej o bycie Mary Sue. Bo dążenie do pisania jak Jadowska jest złe, bo przecież jej bohaterka taka niedobra i nie powinna istnieć. Do tego problemu jeszcze wrócę.
Jakie są moje wrażenie co do serii? Zakochałam się! Okej, może przesadzam, ale bardzo mocno się wkręciłam w cały świat, że po skończeniu 6 tomu zwyczajnie poczułam w sobie pustkę. Bo to już koniec? I niby mam kolejny 5 książek z universum, ale smutek pozostał.
Kim jest Dora Wilk? Bohaterka serii to policjantka, i wiedźma — ta druga profesja, mimo że wydaje się zupełnie inaczej, jest prawdziwą tożsamością młodej kobiety. Niezależna, radząca sobie z życiem na swój własny sposób, dzieląca je między toruński komisariat a bar dla magicznych w bliźniaczym Thornie. Czy to nie brzmi intrygująco? I oczywiście wokół Dory kręci się masa przystojnych i niekoniecznie ludzkich facetów.
Trochę romans, a trochę rozrywkowe powieści akcji. I wiem, że zarzuca się Złodziejowi dusz to, że jest za bardzo tym pierwszym. Ja miałam wrażenie, że mimo wszystko romans i kryminał są dość dobrze wyważone i akcja w żadną stronę nie przechyla się aż tak bardzo, żeby był to minus. Ale z drugiej strony, ja lubię dobry romans fantasy, więc się nie mam czego czepiać. Im dalej w serię, tym jest mniej miłości (nie licząc tomu Wszystko zostaje w rodzinie, bo tam trochę za dużo dramy kochanków), a więcej walki o przetrwanie i dziwnych spisków. Co jak dla mnie świetnie pokazuje rozwój Jadowskiej jako pisarski i każe mi niecierpliwie czekać, aż pozwolę sobie na serię o Nikicie.
No i teraz wypada wrócić do problemu Dory i bycia Mary Sue. To nie jest tak, że ja stanowczo postawię między nimi znak nierówności. Ale nie postawię też znaku równości. I przytoczę sobie definicję Marysi za dictionary.com:
Mary Sue is a term used to describe a fictional character, usually female, who is seen as too perfect and almost boring for lack of flaws, originally written as an idealized version of an author in fanfiction.
Czy Dora Wilk to wyidealizowana wersja Anety Jadowskiej? Tego nie wiem i musiałabym zapytać autorkę. Przypuszczam, że jakieś elementy siebie mogła w niej zostawić, ale kto tego nie robi? Nie mam też wrażenia, że Dora jest tak bardzo idealna — ma swój zestaw wad, łącznie z byciem denerwującą. Z początku strasznie mnie irytowało kiedy wiedźma zaczynała prowadzić takie długaśne monologi, które wyjaśniały tak wiele spraw i były “za bardzo”. Ale faktem jest, że ma momenty, w których jest lub staje się zbyt idealna, a zbiór jej wspaniałości zaczyna być zbyt duży — i wtedy te wady już zaczynają być przyćmione i rozumiem czemu można dać jej łatkę Mary Sue. Ale to są dla mnie powieści rozrywkowe, przez duże R, no i nie widzę sensu w oczekiwaniu od nich cudów na kiju (chociaż seria dla mnie jest świetna!).
Mi osobiście Mary Sue kojarzy się z taką nastoletnią mimozą, do której lgną wszyscy faceci i nie boją się jej super-boskości (o której biedna nie miała pojęcia, ale szybko uznaje ją za coś oczywistego i dzielnie ratuje świat przed zagładą). I porównanie takiego dziewczątka do Dory, jest dla tej drugiej bardzo niesprawiedliwe.
W tym momencie pewnie wlazłabym na nieco grząski grunt oceniania wyborów czytelniczych drugiej osoby. Co jest sytuacją niemiłą. Ja idę za hasłem #czytamdlarozrywki, które rozpowszechnia Strefa Czytacza — twórczość Jadowskiej jak najbardziej wpisuje się w ten trend. Nie wszystko musi się wszystkim podobać tak samo. Potrafię to zrozumieć (chociaż ciężko mi przejść obojętnie obok stwierdzenia, że Czarnoksiężnik z Archipelagu Le Guin był nudny i miał dłużące się opisy, bo to chyba oznacza, że ktoś czytałam innego Czarnoksiężnika z Archipelagu…).
Co uważam za tak świetnego, że uznałam, że chciałabym napisać coś takiego? Świat który stworzyła Jadowska. Pomijając samą Dorę, w Thornverse jest masa świetnych bohaterów, którzy błyszczą swoim własnym i wyjątkowym światłem (metaforycznie i dosłownie), a którzy jeszcze nie znaleźli odpowiednio długich pięciu minut dla siebie. Ale to współistnienie tak wielu światów i systemów w obrębie jednej historii, sprawia, że chce się czytać więcej — ja chciałam więcej (od momentu jak przeczytałam Zieloną zemstę w antologii Harda Horda, a później zbiór opowiadań Dynia i jemioła) i nadal chcę. Bo bardzo rzadko udaje się połączyć tak wiele elementów, aby efekt nie stał się karykaturą samego siebie. Tymczasem Jadowska z zupełną swoboda miesza ze sobą najróżniejsze wierzenia, wszystkie możliwe rodzaje magii, z wisienkami na torcie w postaci aniołów i demonów (nie zapominając o upadłych aniołach czy rogatych diabłach). I jest to tak bardzo oczywiste.
Dołączyłam już do fanów i nic tego nie zmieni.
Wydaje mi się, że to są te powieści, które albo kochasz, albo nienawidzisz. Podobnie było z serią Kwiat paproci (Gosława tak bardzo irytowała w pierwszym tomie!) Katarzyny Bereniki Miszczuk. To ten typ literatury, który niezwykle do mnie trafia, bo wyrosłam na Sadze o Ludziach Lodu, a to takie dziwne powieściowe spadkobierczynie tego tasiemca. Miłość, pieniądze, zdrada i szczypta magii.
Zatem co dalej? Kolejne powieści Anety Jadowskiej chyba się w moim planie na 2020 już nie zmieszczą (trzeba sobie dawkować!). Na półce mam Trylogię Nikity, Dzikie dziecko miłości oraz opowiadania w tomie Kurczaczek i Salamandra. Czekam tez bardzo na nowość, czyli Cud, Miód Malina z opowieściami o moim ukochanym rodzie wiedźm. Czytania jeszcze sporo i pewnie przyda się na czas zimowego urlopu.
Gratuluję tępa, ja ostatnio tyle czytałam pewnie w okolicach 2010 XD Fajnie znaleźć sobie taki cykl i go z radością cały na raz pochłonąć.
Czekam aż przeczytasz “Cód, miód, Malina” i powiesz, czy dobre, bo mnie kusi. 😉
No mam nadzieję, że będzie tak cudne i słodkie jak tytuł! Wydanie w twardej oprawie.
Mój jedyny ból to taki, że sobie nie mogę zamówić gadżetów też, bo musiałabym do Polski i potem z Polski…
Ostatni raz chyba tak mnie zassało jak czytałam Szeptuchę – to bardzo fajne uczucie jest 🙂
Nie rozumiem z bardzo ludzi krytykujących decyzję o przeczytaniu serii, no bo jakby nawet naprawdę była taka zła, to skąd masz o tym wiedzieć zanim przeczytasz?
Sama zamierzam się zapoznać, bo właśnie różne sprzeczne opinie słyszałam, więc wolę sobie wyrobić własną – plus. Tylko tyle mam planów czytelniczych, że to pewnie będzie za 5 lat.
BTW Sagę o Ludziach Lodu też strasznie chcę przeczytać tyle, że po szwedzku, bo to się wydają na tyle krótkie i proste językowo książki, że idealnie się nadadzą na odświeżenie sobie języka
No ja polecam Dore Wilk 😀
Podziwiam chęć czytania po szwedzku! koniecznie musisz dać znać jak to poszło, bo jestem niezwykle ciekawa 🙂
Językowo to nie powinien być problem, bo na ostatnim roku studiów czytałam jakieś popaprane s-f i je w miarę rozumiałam, ale potrzebuję czegoś, żeby nie zapomnieć języka, bo jednak jak przez dłuższy czas nie będę używała to będzie coraz ciężej wrócić.