Sprawa wygląda tak, że od listopada 2019 piekę sama chleb na zakwasie. Raz w tygodniu wrzucam bochenek do piekarnika i cieszę się pysznym chlebem przez kolejne dni. Ponieważ jest to moja pewna emigracyjna codzienność, to pomyślałam sobie, że podzielę się tym dobrem z resztą świata i udowodnię, że upieczenie chleba wcale nie jest takie trudne.
Dlaczego piekę? Powodów jest kilka. W zasadzie naszło mnie dnia któregoś, nie pamiętam już jak to się stało, żeby zrobić zakwas i zmierzyć się z tym wyzwaniem. Pewnie obejrzałam jeden z kulinarnych filmików na youtube, bo robię to często. Ale przy tej okazji pojawiły się inne czynniki. Okazało się, że mojemu Mężowi nie służy pieczywo robione na drożdżach, a dostać chleb robiony na zakwasie w moim mieście jest niezwykle trudno.
Druga sprawa to fakt, że angielskie pieczywo smakuje jak papier, bo to głownie napompowany chleb tostowy. Oczywiście są miejsca, gdzie dostanę coś lepszego: są polskie sklepy (z wyrobem lepszym lub gorszym), jest czwartkowy bazarek (ale niestety rano), i jest też Aldi, który w swojej ofercie ma jakiś sourdough, i to czasami ratuje nam tyłek.
W wytworzeniu mojej chlebowej metody, która jest metodą dla leniwych i nieogarniętych, posiłkowałam się filmikami z youtube, które oczywiście zamieszczam jako źródło przepisu i dokumentację. Dodatkowo wyszukiwałam też informacji na blogach kulinarnych, żeby miało to jakieś ręce i nogi, ale magii nadal tam nie ma.
Zanim zaczniemy, to jeszcze taka drobnostka, to nie jest przepis na piękny i artystyczny chleb z pięknym bochenkiem, który wygniatam godzinami. To jest mój chleb dla opornych, do którego wykonania wystarczy ci słoik, miarka i/lub waga kuchenna, miska (najlepiej szklana) oraz zwykła keksówka.
Zanim wyruszysz w podróż zbierz drużynę bakterii w słoiku, czyli robimy zakwas
Zrobienie zakwasu to nie jakaś zaawansowana magia i sztuka wyższa, a bardzo banalny proces. Do tego zaklęcia potrzebujesz kilku rzeczy:
- mąka żytnia, najlepiej typ 720 — to tak bardzo drobno zmielona (ja mój pierwszy zakwas zrobiłam z typu 2000, bo zwyczajnie nie miałam innej — wyszło, ale z doświadczenia nie polecam);
- letnia przegotowana woda — na temperaturze się nie znam, sprawdzam palcem za każdym razem i jak uznam, ze okej, to działam;
- Czysty, bezzapachowy słoik.
Zakwas dojrzewa ok 7 dni, ale pierwsze chleby można robić po 4 dnia z tzw. młodego zakwasu. A przynajmniej tak słyszałam wśród legend ludzi od chlebów. Ja swój zakwas ogarniam wieczorami, i to chyba jest najlepsza pora na działanie.
Pierwszego dnia do słoika wrzucamy po równo 7 łyżek mąki żytniej i 7 łyżek letniej przegotowanej wody. Tutaj przydaje się taka łyżko-miarka, co to ją mają profesjonalni kucharze i cukiernicy — robiłam dwa zakwasy, jeden na oko, drugi z miarka i konsystencja i jakoś tego drugiego o niebo lepsza. Wodę i mąkę mieszamy dokładnie na jednolitą masę, słoik zakrywamy gaza i odstawiamy w ciepłe i zacienione miejsce, żeby sobie oddychało i żyło. Do tej pory nie mam gazy i używam cienkiej warstwy ręcznika papierowego, na razie się sprawdza.
Następnego dnia, mniej więcej o tej samej porze, trzeba zakwas dokarmić. Wyrzucamy połowę zakwasu ze słoika (można go przerzucić do 2 słoika i zacząć robić 2 zakwasy, jeśli zjadamy dużo chleba, to pewnie się przyda, albo obdarować kogoś bliskiego zaczątkiem nowego życia) — jest to ważny etap, bo jak będziemy dokładać, to w końcu zabraknie słoika i będzie mała inwazja zakwasu. Do tego co zostało dodajemy znów mąkę i letnią przegotowaną wodę, tym razem po 5 łyżek. Tu znów przyda się nam ta łyżko-miarka, dzięki idealnemu odmierzeniu konsystencja zakwasu zostaje bez zmian.
Ten etap dokarmiania trzeba powtarzać przez kolejne 5-6 dni. Niecierpliwi mogą próbować wcześniej.
Sugerowałam się tym filmem, i polecam też go obejrzeć, żeby zrozumieć cały proces lepiej, autorka jest świetna.
Walka z potworem, czyli odkrywamy skarb i pieczemy pierwszy chleb
Pieczenie chleba zaczyna się dzień wcześniej, bo trzeba przygotować zaczyn. Do tego etapu przyda nam się:
- 200ml letniej przegotowanej wody;
- 250g mąki żytniej, nadal polecam typ 720;
- ok 6-7 łyżek wyhodowanego zakwasu.
Moja metoda jest banalna. Odmierzam mąkę do szklanej miski, potem dorzucam do niej 7 łyżek zakwasu (to jest takie na oko, ważne jest, żeby w słoiku zostało nam ok 3 łyżki na dokarmienie do następnego pieczenia), dodaję wodę i mieszam.
Powinna wyjść gładka pasta, którą zakrywamy ściereczka,odstawiamy w ciepłe i zaciemnione miejsce, żeby to sobie rosło. Ogólnie można zaczyn zrobić rano, bo wystarczy mu ok. 10-12 godzin przed robieniem chleba, wtedy można upiec wieczorem. Ja przyzwyczaiłam się do robienia tego wieczorem i rano mam pięknie wyrośnięty zaczyn.
Przyszła teraz pora na chleb właściwy. Potrzeba też niewiele:
- 200ml letniej przegotowanej wody;
- 300g mąki — ja używam mieszanki trzech rodzajów po mniej więcej 100g każdej (za radą z filmiku poniżej): żytniej typu 2000, gryczanej i orkiszowej;
- łyżka soli — ponoć jak raz nie posolisz chleba to szybko zapamiętasz na przyszłość;
- i oczywiście nasz zaczyn w całości!
Mieszamy to wszystko, ciasto będzie klejące. I ja wiem, że powinno się to zagnieść, autorka filmików też to robi, więc jeśli czujesz potrzebę, odsyłam niżej po metodę.
Ja jestem leniwa, więc dodaję jedynie nasiona. Ostatnio odkryłam w sklepach (Aldi i Lidl) gotowy mix: pustka dyni, pestka słonecznika oraz nasiona lnu. Mieszam to z ciastem i od razu, bez całego zagniatania, przekładam do keksówki wyłożonej papierem do pieczenia. Odstawiam znów do wyrośnięcia na ok. 1-2 godziny (jak zapomnę to czasami i 4) i piekę w ok. 180 stopniach przez godzinę.
Po wyjęciu sprawdzam, czy upieczony. Popukany w spód powinien wydawać głuchy odgłos — wtedy wiadomo, ze nic się złego nie zadziało (jak np. piekarnik zgasł w połowie… zdarzyło mi się kilka razy).
Przepis na chleb znalazłam w poniższym filmiku.
Kilka dodatkowych słów
Kiedy chleba nie piekę, zakwas trzymam w lodówce. wtedy sobie dziecko śpi. Ożywiam go 2-3 dni przed pieczeniem. Zauważyłam, że najlepiej wyjąć go 1 dnia rano z lodówki, żeby się ocieplił i tego samego dnia go dokarmić. tutaj warto zdjąć wierzch zakwasu i wyrzucić — pozbywamy się kołderki. Dokarmiamy go znów 2 dnia, i dopiero 3 dnia robimy zaczyn. A potem znów można go położyć spać w lodówce.
Dlaczego tak robię? Pozwala mi to zaoszczędzić na mące, która w czasach zarazy była prawie niedostępna. A czasami nie piekę, bo mnie nie ma albo nie potrzebuję, więc ciągłe dokarmianie byłoby marnotrawstwem.
I jak, trudne? Mówiłam, że pieczenie chleba na zakwasie jest banalne. To teraz Wasza kolej.
Smacznego!
PS. W czasie, kiedy ten tekst z przepisem wisiał sobie i oczekiwał na publikację, ja nieco zmieniłam swoje życie jedzeniowe. Z powodów dziwnych, zdecydowaliśmy się z Mężem przejść na dietę ketogeniczną (to jest to popularne KETO) i chlebek zrobił “bay-bay”. Nie wiem czy wytrzymamy, ale pewnie opowiem o tym za miesiąc albo dwa, bo to też jakaś forma mojego życia na emigracji. Ale nadal twierdzę, że ten przepis jest debiloodporny, bo w końcu ja dałam radę go upiec.
A wspominam o tym dlatego, bo planowałam dorzucić Wam zdjęcia tego cuda. Jednak ostatni chleb opiekłam gdzieś na początku lipca, i już nie zdążyłam. Za to zapraszam na moje social media, czasami pokazuje co jem.