Przejdź do treści

Nieregularnik powieściopisarski: Camp NaNoWriMo 2020 (edycja lipcowa)

camp-nanowrimo-winner-july

O tym, jak bardzo chcę napisać powieść, gadam od zawsze. W tym roku udało mi się nawet poczynić znaczne kroki w tej dziedzinie, zresztą na blogu już kilka razy wspominałam co i jak planuje. Nie do końca mi się udaje, a jednak pojawia się światełko w tunelu.

Postanowiłam więc udokumentować moje dziwne zmagania, w cyklu nieregularnych tekstów o pisaniu – takim gadaniu i chwaleniu się osiągnięciami. A wydaje mi się, że przez ostatnie pół roku coś się zmieniło, coś się udało, i zapowiada się, że w tym roku faktycznie skończę first draft powieści. Oczywiście się tym pochwaliłam, więc moje szansę zaczynają maleć.

To miał być pierwszy odcinek mojej opowieści, taki profesjonalny i intensywny. Ale nie będzie. Będzie za to sprawozdanie z udziału w kolejnym obozowym NaNo, który skończył się w zeszły piątek. Nadal będzie o pisaniu powieści, ale od nieco innej strony niż zakładałam.

Camp NaNoWriMo July 2020

Zawsze sobie obiecuję, że nie wezmę udziału w kolejnej edycji NaNoWriMo albo Campa. Moje plany jakoś nie wychodzą, bo potem coś mnie nachodzi, albo ktoś mnie delikatnie namawia, i niepowodzenie. W tym roku było podobnie, i to dwa razy! Tutaj możecie przeczytać o tym, jak wygrałam edycję kwietniową.

Wracając jednak do lipca. Moim celem było napisanie 10 tysięcy słów — zazwyczaj tyle ustawiam w campowym wyzwaniu. Jest to taka liczba, która nie obciąża mnie psychicznie i jest bardzo realistyczna do osiągnięcia. Strona NaNoWriMo wyliczyła mi, że muszę pisać około 325 słów dziennie, żeby osiągnąć mój cel 31 lipca. Starałam się trzymać nieco powyżej 400, żeby mieć zapas na gorsze dni (bo wiedziałam, że takie będą).

Starałam się pisać każdego dnia, nie zawsze się udawało. Mój spadek formy pod koniec miesiąca, co widać na grafice, spowodowany był nagłym (i maniakalnym) graniem w Guild Wars 2 — wymówka, która będzie pojawiać się przy najróżniejszych okazjach.

Podsumowując, na 31 dni miesiąca pisałam przez 24. Najlepszy dzień to 18 lipiec (sobota), kiedy to złapałam nagły powiew Wena* i udało mi się napisać 1067 słów. Kolejny dobry dzień to 29 lipiec, kiedy odkryłam dziurę w życiorysie (dni zlały mi się w jedno i byłam przekonana, że nie pisałam tylko raz w tym czasie) i goniłam, żeby wzbić się nad przysłowiową kreskę, co obrazuje kolejna grafika.

* jako dorodna Gryzipiórka, nie posiadam Weny, a Wena płci męskiej

Pod kreską spędziłam 2 dni, co nie jest złym wynikiem. Cel osiągnęłam 30 lipca z licznikiem 10029 słów. Miałam nadzieję, że poprawię go jeszcze 31 lipca, ale nagle ten dzień okazał się pełny wszystkiego i koniec końców nie znalazłam ani czasu, ani przestrzeni w głowie na zmaganie się z pisaniem. Weekend po Campie odpoczywałam i pisałam to podsumowanie.

Coven Romance

Mała historia o czym własciwie pisałam, i dlaczego ten tytuł taki nijaki.

coven-romance-cover

Do moich projektów zawsze wymyślam dwie robocze rzeczy: okładkę i tytuł. Okładka potrzebna jest mi po to, żebym poczuła się bardziej profesjonalnie, poza tym ładniej to wygląda na stronie NaNoWriMo. Tytuł jest roboczy, bo ja nigdy nie wiem co też z tego całego pisania na koniec wyjdzie, na co mam dowód w postaci właśnie tej powieści. Bo Coven Romance dlatego, że cały czas zakładałam, że napiszę sobie taki romans fantasy, w którym wykorzystam urywki starych rzeczy plączących się po mojej głowie.

Moja powieść nie jest już tylko romansem, a możliwe, że wcale nim nie będzie. Moi bohaterowie wzięli sprawy w swoje ręce i pojawiły się tam już rodzinna tajemnica oraz dziwna zbrodnia. A jeśli mój plan się powiedzie, to powinnam dopisać tez elementy heist story. I kiedy nadal chcę mieć tam romans, to wszystkie dodatki powodują, że jest on trochę na siłę.

W ogóle ta powieść nie jest łatwa od początku, a niby miała być taka prosta i przyjemna — w końcu zakładałam romans. Po pierwsze zmieniłam język w jakim piszę z angielskiego na polski — jednak plastyczność moich wypowiedzi i zdań wygrała z praktycznością co do miejsca zamieszkania. Po drugie, zmieniłam narrację na pierwszoosobową — tutaj nie jest pewna, czy to dobra decyzja i może jeszcze się z niej wycofam.

Fabuła ma masę problemów. Struktura też. I przypuszczam, że będę pisała tę powieść też w listopadowym NaNoWriMo. Chciałabym osiągnąć mój cel first draftu jeszcze w tym roku, ale mam wrażenie, że postawienia ostatniej kropki tego monstrum może nie być osiągalnym. Wszystko zależy jak potoczy się listopad i ile zrobię w czasie pomiędzy.

Koniec końców, z moich postępów w pisaniu jestem zadowolona. To jest bardzo dobry rok dla mnie, chociaż zupełnie tego nie widać. Camp NaNoWriMo dał mi sporo materiału w mojej głowie i nawet nie przypuszczałam jak skręci cała ta historia. Za to podoba mi się ona coraz bardziej i będę nad nią dalej pracować. Teraz pozostało mi jeszcze stworzenie planu razem z Save the Cat!, co zapowiadałam dawno temu, kiedy czytałam poradnik.

A Tobie jak poszedł lipcowy Camp NaNoWriMo?


Tagi:

2 komentarze do “Nieregularnik powieściopisarski: Camp NaNoWriMo 2020 (edycja lipcowa)”

  1. “Zawsze sobie obiecuję, że nie wezmę udziału w kolejnej edycji NaNoWriMo albo Campa. Moje plany jakoś nie wychodzą, bo potem coś mnie nachodzi, albo ktoś mnie delikatnie namawia, i niepowodzenie.” — umarłam ze śmiechu XD

    Uważam, że się bardzo ładnie rozpisałaś i taki etap wymyślania miliona nowych rzeczy jest bardzo twórczy i przydatny. Do listopada jest mnóstwo czasu, żeby przesiać te wszystkie pomysły i pokierować powieść we właściwą stronę. Poza tym wow, romans, rodzinne intrygi i nawet heist! Zapowiada się smakowicie! 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.