Nie miałam ambitnych planów na ten maraton — trzy książki i film — a i tak poległam. I jasne, mogę to zwalić na urlop, Covid i zmiany w pracy, ale to przecież nie wyścigi. Coś się udało, nie spinałam się na wynik, więc jestem jednocześnie zadowolona i zawiedziona (bo w głębi serca myślałam, że dam radę więcej).
Aravind Adiga The White Tiger
Jedyna książka (z trzech planowanych), którą przeczytałam, to Biały tygrys — zwycięzca nagrody Bookera w 2008 roku. Po lekturze muszę przyznać, że ekranizacja z 2020 roku jest bardzo dobra (mam wrażenie, że nieco rozszerzyła rolę/postać Pinky Madam, co wcale nie dziwi, skoro film produkowała Priyanka Chopra Jonas). Film widziałam zanim przeczytałam powieść i śmiało mogę powiedzieć, że zachęciło mnie to do sięgnięcia po pierwowzór. Niestety wizualizacje filmowe pozostały w mojej głowie i oczywiście nie obyło się bez porównań.
The White Tiger (ponieważ powieść czytałam w języku angielskim, a nie polskim) to historia Balrama Halwai —młodego mężczyzny, pochodzącego z bardzo małej wioski. Mimo że w jego życiu nie ma perspektyw i powinien robić to co wszyscy inni chłopcy i mężczyźni w jego rodzinie, to okazuje się, że jego aspiracje są znacznie większe. Spryt i odrobina inteligencji pozwalają Balramowi podjąć pracę kierowcy w bogatej rodzinie. Dalej pozostało mu mieć otwarte oczy i uszy, by chłonąc życiową mądrość innych służących i kierowców, by małymi kroczkami wspiąć się po szczebelkach tej nietuzinkowej kariery.
Świetną zachętą do sięgnięcia po powieść Adiga jest zwiastun filmu, który ukazał się na Netflix:
To, co najbardziej oczarowało mnie w powieści był sposób opisywania współczesnych Indii. Balram jako narrator, patrzy na swój świat zupełnie inaczej — patrzy z dołu. Nie dość, że należy on do jednej z niższych kast, i opisuje codzienność nizin społecznych, to dodatkowo (jako służący-kierowca) widzi to, w jaki sposób żyją bogaci dla których pieniądze i pozycja społeczna są wszystkim. Indie u Adiga to świat kontrastu, w którym brud i korupcja kryją się pod fasada nowoczesności i blichtru. To też studium społeczeństwa i pewnych reformacji przemysłowych w bardzo tradycyjnym i konserwatywnym kraju. Polecam — jeśli nie powieść, to przynajmniej film.
Czytając The White Tiger zaliczyłam dwa z pięciu punktów Asian Readathon 2022.
Everything Everywhere All at Once, reż. Dan Kwan, Daniel Scheinert
Obejrzałam film, który był punktem wyjścia do wyzwań maratonu. I był to wyczyn. Everything Everywhere All at Once chciałam obejrzeć w Polsce na urlopie, ale okazało się, że nigdzie nie ma już seansów (nie w miejscach, w których byłam). Ponieważ tytuł ten jest nieco niszowy, to pojawił się w UK z opóźnieniem i do samego końca nie byłam pewna, czy pojawi się z moim małym kinie. Później chorowałam i obawiałam się, że zanim dotrę, to skończą się seanse w mojej okolicy (łącznie z miastami obok). Ale udało się!
Wszystko wszędzie na raz to jeden z tych filmów, których nie da się opisać słowami. Jest tam absurd, akcja, świetna gra aktorska, nietuzinkowa (i dziwaczna) historia oraz dowód na to, jak niebezpieczną bronią jest nerka (funny pack). Trudno jest mi nawet powiedzieć, dla kogo to jest film. Jest wyjątkowy, niezwykły, trzymający napięcie i miażdzący mózg widza — majstersztyk.
Michelle Yeoh błyszczy i udowadnia na jak wiele ją jeszcze stać. Partnerują jej: Stephanie Hsu, Ke Huy Quan, James Hong oraz Jamie Lee Curtis. Niewielka ekipa, która stworzyła obraz wykonała kawał wyśmienitej roboty — większość zrobili Dan Kwan oraz Daniel Scheinert, czyli scenarzyści i reżyserowie Everything Everywhere All at Once. Dodatkowo tytułem zaopiekowało się studio A24 (którego częściowo jestem fanką).
Ogólnie jestem pod takim wrażeniem, że brakuje mi słów. Oceniam 11/10, bo jestem szalona. Swoje zachwyty opisała też moja redakcyjna koleżanka na Popbokownik. Cały absurt wspaniałości można zobaczyć na zwiastunie:
Podsumowanie podsumowania
Jak już wspomniałam, nie do końca jestem zadowolona. Plan zakładał, że będę maraton kontynuowała w czerwcu, ale zupełnie nie wyszło. Zabrałam się za czytanie Percy Jackson and The Battle of the Labyrinth i idzie trochę wolno, bo praca nie oszczędza.
Pozostałe dwie książki: Pachinko oraz Daughter of the Moon Goddess muszą poczekać na lepszy moment.